piątek, 28 września 2012

14.

- Co było później, sam widziałeś - uśmiecham się patrząc na mojego towarzysza - Nie sądziłam, że tak się wzruszę. Pewnie to te cholerne hormony.
- Czy Ty?
- Tak, znów jestem w ciąży. 
- Cieszę się.
Zapada między nami cisza, ale to jest dobra cisza, taka nasza. Zawsze dobrze nam się razem milczało. 
- Dziękuję, że zgodziłaś się opowiedzieć mi to wszystko. Mam tylko jedno pytanie. Żałujesz?
- Nie! Jestem szczęśliwa. Chyba nawet Karol w końcu w to uwierzył, bo przestał przepraszać za swój wieczór kawalerski i tamto przyjęcie w ogrodzie.
- Mnie nie przestał nazywać idiotą...
Zaśmiałam się lekko.
- Wiesz, naprawdę myślałam wtedy, że to koniec świata. Myślałam, że nie czeka mnie już nic dobrego. Okazało się, że najpiękniejsze chwile miałam przed sobą. To nie był koniec świata, tylko koniec pewnego etapu. My do siebie nie pasowaliśmy. Nie wytrzymalibyśmy ze sobą. Jedyne, czego żałuję, to, że straciliśmy naszą przyjaźń.
- Możemy spróbować to naprawić.
Uśmiechamy się podając sobie dłonie tak samo, jak wiele lat temu.
- Łukasz - mówi
Śmieję się i odpowiadam
- Hanka
- Miło Cię poznać Haniu.
Słyszę, że ktoś idzie w naszą stronę. Odwracam się i widzę Michała z Paulinką na rękach. Wstaję i witam całusem w policzek córeczkę i namiętnym pocałunkiem męża. Paulinka wyciąga rączki obejmując go za szyję i mówi:
- Tata
To jej pierwsze słowo. Najpiękniejszy prezent ślubny. Cieszymy się z tego niesamowicie. Kątem oka obserwuję reakcję Łukasza. Musiało go to zaboleć. W jego oczach smutek miesza się z dumą i radością. Wstaje z ławki i odchodzi z rękoma wbitymi w kieszenie rzucając nam tylko krótkie spojrzenie.
-Łukasz!
Odwraca się
- Przyjdziesz do nas jutro na obiad? 
Patrzy z niedowierzaniem to na mnie to na Michała, który kiwa zachęcająco głową z uśmiechem.
- Przecież jesteśmy przyjaciółmi. Paulince trzeba złożyć huśtawkę, mógłbyś pomóc. Bądź najlepszym wujkiem, a kiedyś wspólnie zdecydujemy, czy Jej powiedzieć kim jesteś naprawdę.
Odchodzisz, ale tym razem z uśmiechem. My też się uśmiechamy. Wszystko jest wreszcie tak, jak powinno być. Zbudowaliśmy nowy świat, ale staremu nie mogliśmy pozwolić na trwanie w gruzach.

Koniec


Czas pożegnać się z Michałem, Hanią i doktorkiem. Troszkę będę za nimi tęsknić...
Jeśli macie ochotę zapraszam na coś nowego:  Niedotykalni
Prolog już jest. Ostrzegam jednak, że to nie jest lekkie opowiadanie.
A teraz: Karkonosze nadchodzę! :D
Wszelkie zaległości w komentarzach i Waszych blogach nadrobię za tydzień. Może troszkę więcej niż tydzień ;)
Dziękuję, że tu byłyście. Dziękuję za wszystkie komentarze.

środa, 26 września 2012

13.

O tym, że szukam mieszkania powiedziałam Mu w pewien sobotni poranek. Spojrzał na mnie smutno i zapytał dlaczego. Wyjaśniłam, że muszę chronić córkę, że nie mam prawa niszczyć Jego kariery, Jego życia... Wyszedł. Było mi źle. Próbowałam wykonywać normalne czynności, ale nic mi nie wychodziło. Wrócił, od razu przyszedł do mnie, uklęknął i powiedział:
- Wyjdź za mnie.
To nie było pytanie. To było stwierdzenie wypowiedziane stanowczym tonem i potwierdzone wbitym w moje oczy błękitnym spojrzeniem. Nogi mi się ugięły. Musiałam usiąść. "To sen" krzyczał jakiś głosik w mojej głowie "to się nie dzieje naprawdę". Ale to była prawda. Kontynuował:
- Kocham Cię. Ty mnie nie kochasz, wiem, ale dobrze się dogadujemy. Kocham Twoją córkę. Chcę być dla niej ojcem.
- Ale... - próbowałam coś powiedzieć.
- Wiem, że masz wątpliwości - przerwał mi - Przemyśl to. Nie będę Cię do niczego zmuszał. Mogłoby być tak, jak teraz.
- Ale...
- Daj mi skończyć. Nie zostawię Cię nigdy. Przepiszę dom na Ciebie, żebyś czuła się bezpiecznie. Po prostu ze mną bądź.
- Ale ja Cię kocham! - wreszcie udało mi się dokończyć - Nie chcę Twojego domu.
- Nie podejmuj decyzji od... - zatrzymał się, jakby coś do Niego dotarło - Coś Ty powiedziała?
- Kocham Cię.
- Ale... Bo... Jak to możliwe?
Wzruszyłam ramionami z uśmiechem:
- Nie wiem. Tak wyszło. Czy to zmienia Twoje plany?
Poderwał się i przyciągnął mnie do siebie
- Oczywiście, że to wszystko zmienia! - musnął lekko ustami moje czoło - Teraz nie masz już wyboru - przeszedł na policzek - wyjdziesz za mnie - powiedział docierając do ust.
Jak ja długo na to czekałam! Miał rację. To zmieniało wszystko.
- Oczywiście, że za Ciebie wyjdę - roześmiałam się radośnie, a On zamknął mi usta pocałunkiem. Było w nim tyle pasji, tęsknoty... 
Kiedy kochaliśmy się po raz pierwszy? Cóż, można powiedzieć, że nasza córka bardzo się starała, żeby do tego nie doszło. W końcu jednak musiała zasnąć, nawet ząbkujące dzieci potrzebują snu. Zrozumiałam wówczas, że wreszcie znalazłam swoje miejsce. Teraz wiedziałam to już na pewno.

Nie chciałam się spieszyć ze ślubem. Po co mi ślub? Miałam już wszystko, czego chciałam. To On naciskał. Ślub musiał być cywilny, wiesz, że On był już kiedyś żonaty. Nie przeszkadzało mi to. Nie potrzebowałam całej tej otoczki, a z kościołem od dawna było mi nie po drodze. Nie chcieliśmy głośnego wesela - postanowiliśmy zorganizować tylko niewielkie przyjęcie dla najbliższych osób. Kierowana impulsem wysłałam Tobie zaproszenie. Nie wiem, co sobie wtedy myślałam. Nie rozmawiałam z Tobą przecież od kiedy wyszłam ze szpitala. Regularnie wysyłałam Tobie zdjęcia, tak jak prosiłeś. Nie sądziłam, że przyjdziesz. Kiedy zobaczyłam jak wchodzisz do urzędu pomyślałam, że jeszcze wszystko między nami może się zmienić. Że może być jak dawniej. Przyszedłeś, więc w jakiś sposób wciąż Tobie na mnie zależało...


W piątek spotkamy się tu po raz ostatni.

poniedziałek, 24 września 2012

12.

Obudziłam się w szpitalnej sali, podłączona do piszczącej aparatury. Nie pamiętałam, jak się tam znalazłam. Z trudem podniosłam rękę i z przerażeniem stwierdziłam, że mój brzuch jest praktycznie płaski. 
- Nie martw się nic jej nie jest - usłyszałam Twój głos - Zemdlałaś. Spadłaś ze schodów, zawieźliśmy cię do szpitala. Byłaś nieprzytomna, a Twoje wyniki się nam nie podobały, trzeba było przeprowadzić cesarskie cięcie.
Zwilżyłeś mi usta wodą.
- Co z moim dzieckiem? - wychrypiałam.
- Wszystko w porządku. Na szczęście termin był blisko, więc nie wymaga pobytu w szpitalu. Zrobiliśmy wszystkie możliwe badania, żeby mieć pewność, że nie ucierpiała podczas upadku. Jest cała i zdrowa, możesz mi wierzyć.
Uśmiechnęłam się. Wiem, że załatwiłeś nam najlepszą opiekę. Miałeś znajomości i wykorzystałeś je dla mnie... Dziękuję.
- Mogę ją zobaczyć?
- Oczywiście, zaraz poproszę, żeby ją przywieziono. Pewnie wolisz mieć Ją blisko. Przez kilka dni ktoś powinien Tobie przy niej pomagać. Zostaniesz tu na obserwacji, ale badania nic niepokojącego nie wykazały.
Milczałam. Nie tak to miało wyglądać, ale najważniejsze, że moja córka jest zdrowa. 
- Przepraszam Cię - usłyszałam - zachowałem się jak ostatni dupek. Pewnie nigdy mi nie wybaczysz i masz do tego pełne prawo. Jeśli jednak... - głos się Tobie załamał - jeśli potrzebowałabyś jakiejkolwiek pomocy, wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Nie będę do Ciebie dzwonił, nie będę Cię nachodził. Zniknę z Twojego życia, tak jak chciałaś, jak tylko stąd wyjdziesz. Teraz chcę dopilnować, żebyście miały dobrą opiekę. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się Tobie stało. Gdyby coś się Wam stało. Rozmawiałem już z Nim, przeprosiłem Go. Czeka tu przez cały czas. Zależy Mu na Tobie. Nie będę Wam robił problemów - uśmiechnąłeś się - Masz śliczną córkę. Chciałbym czasem móc Ją zobaczyć, ale po tym co robiłem przez ostatnie miesiące, pewnie się nie zgodzisz. Miałaś rację, nie potrafiłbym być dobrym ojcem, nie nadaję się do tego. Nie chcę Jej Tobie odebrać, chcę tylko być wujkiem, który zabierze Ją do cukierni czy na huśtawkę.  Przemyśl to. Jeśli chcę zbyt wiele, prześlij mi czasem choć kilka zdjęć. Zawsze będę o Was myślał. Żegnaj.
Pocałowałeś mnie w czoło i wyszedłeś. Milczałam. Nie wiedziałam co powiedzieć. Takie słowa po tym wszystkim co mówiłeś i robiłeś wcześniej?
Nie miałam czasu myśleć o tym, bo położna przyniosła moją córkę. To był najpiękniejszy moment mojego życia.

Tak, jak mówiłeś, ze szpitala wyszłyśmy po kilku dniach. Byłam szczęśliwa. Szczęście psuła tylko świadomość, że moi rodzice nie odpowiedzieli nawet na wiadomość, że mają wnuczkę. Wyrzekli się nas. Później już ich nie widziałam.

Okazało się, że Jego sen wcale nie jest tak mocny, jak twierdził. Wstawał w nocy, pomagał, wspierał, pocieszał, gdy myślałam, że jestem straszną matką, bo nasza córka płakała męczona przez kolkę. Miał już przecież doświadczenie ze swoim dzieckiem. Nasza córka przywiązywała się do Niego coraz mocniej, a ja wiedziałam, że On nie zawsze będzie blisko. Nie chciałam też, żeby z mojego powodu chodził niewyspany. Nie mogłam na to wszystko pozwolić. Przyjacielska pomoc ma swoje granice. Wiedziałam, że będę tęsknić, ale nie ja byłam najważniejsza. Zaczęłam szukać mieszkania.


Jeszcze tylko dwa i będzie po wszystkim. Możemy już trochę zwolnić. Następny w środę. Może być?
Dziękuję za komentarze. Miło, że zadajecie sobie trud, by coś napisać. Bardzo się z tego cieszę.

niedziela, 23 września 2012

11.

Było piękne majowe popołudnie. Byliśmy zaproszeni na spotkanie w ogrodzie u naszych Przyjaciół. Przyjechałam z Nim, po ostatnich publikacjach nie było sensu ukrywać, że razem mieszkamy. Wiedziałam, że tam będziesz, ale tego się nie spodziewałam...
Z uśmiechem witałam się ze znajomymi. Wielu dawno nie widziałam, nie wszyscy wiedzieli o mojej ciąży. Musiałam odpowiedzieć na setki pytań, tłumaczyć, że to nie Jego dziecko, że On tylko mi pomaga. Że się przyjaźnimy. Tak, mieszkamy razem, ale nic ponad to. Przyjaciółka i Przyjaciel przytulili mnie na powitanie. Mówili, żeby się nie przejmować Tobą. Podobno miałeś problemy w pracy. Nie rozpoznałeś odpowiednio kontuzji jednego z graczy i przez Ciebie czekała go długa rehabilitacja. Groziło Tobie rozwiązanie umowy z klubem i poważna kara finansowa. Ktoś wspomniał nawet o procesie, poprosiłeś o pomoc prawną moich rodziców. Miałeś wiecznie kiepski humor. Zmieniłeś się. Już nie byłeś duszą towarzystwa. Zaproszono Cię chyba tylko dlatego, że wypadało. Widzisz, ja wiedziałam co się z Tobą dzieje...
Myślałam, że będziesz mnie ignorował, tak jak robiłeś to od wielu miesięcy, Ty miałeś jednak ochotę na walkę. Siedziałeś przy stole z nową panienką, równie młodą i równie wydekoltowaną jak poprzednie. Rękę opierałeś na jej ramieniu, w geście, którego nigdy nie lubiłam. Była piękna. Kiedyś czułabym się przy niej brzydka, ale On ciągle pracował nad poprawą mojej samooceny. Zaczynałam naprawdę wierzyć w siebie. Kiedy nas zobaczyłeś podszedłeś i przywitałeś się z kpiącym uśmiechem:
- No proszę, dziwka i jej kochaś.
Zaśmiałeś się drwiąco, a ja poczułam łzy pod powiekami. 
- Nie sądziłem, że polecisz na kasę. Nie powiesz mi przecież, że się w nim zakochałaś. On jest nikim! Marny siatkarzyna kończący karierę... Jeśli myślisz, że pozwolę mu wychowywać moje dziecko, to się mylisz! Pożałujesz, że tak mnie potraktowałaś.
Tego było mi już zbyt wiele. Nie wiem kiedy moja ręka wylądowała na Twoim policzku zostawiając czerwony ślad. Krzyczałam łamiącym się głosem
- Dziwka? Czy kiedykolwiek zrobiłam coś, żebyś mógł mnie tak nazwać? Czy kiedykolwiek brałam od Ciebie pieniądze? Tam masz dziwkę - pokazałam głową w stronę Twojej towarzyszki - ile jej dałeś w tym tygodniu? Ile kosmetyków czy ciuchów wyłudziła uśmiechem? Nigdy nie chciałam od Ciebie niczego oprócz miłości, ale Ty nie potrafisz kochać... Odpierdol się od mojego dziecka! Zgodziłeś się na taki układ! Wychowam je jak chcę i z kim chcę! Ty nie dorosłeś do roli ojca, zresztą, skąd pewność, że to Twoje dziecko? - zaśmiałam się przez łzy - Nie było cię w moim życiu przez ostatnie miesiące i nie chcę byś był w następnych. W czym On Tobie przeszkadza? Wolałbyś widzieć mnie załamaną i samotną? A jeśli nawet się w Nim zakochałam to co? Nic Tobie do tego! Dla Ciebie nie ma już miejsca w moim życiu! To Ty jesteś nikim!
Im dłużej mówiłam, tym bardziej z Twojej twarzy znikał uśmiech. Nie mogłam dłużej wytrzymać Twojego spojrzenia, więc odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę domu. Słyszałam za sobą krzyki, ktoś próbował Was uspokoić, a ja chciałam tylko uciec jak najdalej. Ktoś biegł za mną. Kiedy byłam już na schodach przed oczami zobaczyłam ciemność, a później długo leciałam w dół...


Do jutra?

sobota, 22 września 2012

10.

Gra stała się trudniejsza, kiedy pewnego poranka poczułam kopnięcie. Na początku nie wiedziałam co to było, ale przy drugim razie już nie miałam wątpliwości. Rozlałam herbatę, kiedy próbowałam sięgnąć po Jego dłoń by położyć ją na moim brzuchu. To było tak naturalne... Chciałam dzielić z Nim to szczęście. Śmialiśmy się razem radośnie i widziałam, że On też miał w oczach łzy. Zepsuł ten nastrój mówiąc:
- Nigdy nie zrozumiem jak mógł Cię zdradzić, szczególnie gdy wiedział, że jesteś w ciąży.
No tak, On nie wiedział. Musiałam Mu to wyjaśnić.
- Wtedy jeszcze nie byłam w ciąży.
Patrzył zaskoczony, więc mówiłam dalej.
- Nie wierzyłam, że zdołam jeszcze kogoś pokochać, a tym bardziej, że ktoś pokocha mnie. Spójrz na mnie - brzydka kobieta po trzydziestce, bez jakichkolwiek osiągnięć. Kto by mnie chciał? A ja chciałam mieć rodzinę. Choćby taką, niepełną. Chciałam mieć dziecko. Można powiedzieć, że go zmusiłam. 
Zdenerwował się. Pierwszy raz się na mnie zdenerwował. 
- Kto by Cię chciał? Czy Ty siebie słyszysz? Ty brzydka? Wiesz, że kiedy przyszłaś z nim pierwszy raz na mecz nie mogliśmy uwierzyć, że poderwał taką piękność? Kilku chłopaków próbowało swoich sił, ale Ty nawet tego nie zauważałaś, tak byłaś wpatrzona w niego. Wszyscy wolni mu zazdrościli, kilku tych żonatych pewnie też. Ale Ty byłaś nieosiągalna. Zbyt idealna. Unikałem Cię wtedy. Głupiałem przy Tobie... - otrząsnął się i zaśmiał - Bez osiągnięć? Ty jesteś jednym wielkim osiągnięciem.
Na koniec przyciągnął mnie, chwycił moją twarz w dłonie i powiedział:
- Nie musisz być sama. Jesteś cudowną kobietą. Wielu chciałoby być z Tobą. Daj tylko komuś szansę.
Tak bardzo chciałam, by mnie wtedy pocałował, ale nie zrobił tego. Jak miałam dać komuś szansę, skoro chciałam Jego? A On traktował mnie jak przyjaciółkę.

Zima mijała, widać już było pierwsze oznaki wiosny. Poprosiłam Go, żeby pojechał ze mną na zakupy. Był już najwyższy czas na wyposażenie pokoju dla dziecka. Zgodził się bez wahania. Nie zastanawiał się, że ktoś może wyciągnąć błędne wnioski widząc nas kupujących łóżeczko. Tym bardziej nie pomyślał chyba, że ktoś może nam zrobić zdjęcia. Ja o tym nie myślałam. Jak mogłam być tak głupia?

Czasem wydawało mi się, że kiedy spoglądałam na Niego, gwałtownie odwracał wzrok. Czasem wydawało mi się, że przygląda mi się z ciepłym uśmiechem. Czasem myślałam, że to trochę dziwne, że często mnie przytula czy, że spacerujemy trzymając się za ręce. Tłumaczyłam to sobie wybujałą wyobraźnią i szalejącymi hormonami. Przecież byliśmy tylko przyjaciółmi.

Wiosną zaczęły się ukazywać artykuły o naszym romansie. Dziennikarze spekulowali kim jestem, który to miesiąc ciąży. Nie spekulowali czyje to dziecko. Dla nich było oczywiste, że Jego. Potwierdzeniem miały być zdjęcia - my objęci na ulicy, kupujący akcesoria dla dziecka, wychodzący z kina z Jego synem, chodzący za rękę po markecie, wychodzący z Jego domu... Uśmiechnięci, szczęśliwi... Przepraszałam, ale stwierdził krótko, że nie interesuje Go co myślą inni. Ważne, że my wiemy jak jest. 

Nic nie zapowiadało tego, co wkrótce miało się wydarzyć.



Będziecie jutro?
Chcę to skończyć jeszcze we wrześniu, więc pędzimy ;)

piątek, 21 września 2012

9.

Nie wiem kiedy Go pokochałam. To nie było jak grom z nieba, to musiało się stać stopniowo. Może kochałam Go już wówczas, gdy męczona mdłościami leżałam na podłodze łazienki a On przyniósł mi wodę z imbirem mówiąc, że Jego byłej żonie pomagała... Może kochałam go już wtedy, gdy płakałam histerycznie, że jestem beznadziejna, a On mnie przytulił, pocałował w czoło i powiedział, że nawet nie wiem, jak bardzo się mylę. Może kochałam Go już, gdy zaproponował spędzenie Świąt we trójkę z Jego synem. To były piękne Święta. Spokojne jak nigdy wcześniej, pełne radości i nieznanego mi ciepła. Wieczorem siedzieliśmy razem przy kominku i czułam, że mogłabym tak zostać już na zawsze.

Sylwestra spędziłam sama. Wiesz, że nigdy nie rozumiałam tego szału związanego z ostatnią nocą w roku.  Potrzebowałam spokoju, nie chciałam spotkać Ciebie z kolejną dziewczynką. On poszedł na tą waszą imprezę sam. Ty nie byłeś sam...

Pewnie kochałam Go już, gdy zaproponował, że zawiezie mnie na kontrolne badanie. Pogoda nie rozpieszczała, padał śnieg, wiał wiatr. Siedzieliśmy w poczekalni gdy lekarz mnie wywołał. Spojrzał na Niego i stwierdził, że możemy wejść razem. On patrzył na mnie z niemą prośbą w oczach więc kiwnęłam głową wyrażając zgodę. Widziałam zachwyt, kiedy patrzył na nasze dziecko na monitorze. Gdy lekarz pogratulował nam zdrowej córki, nie sprostował, tylko uśmiechnął się i ścisnął moją dłoń. A ja... Ja byłam przerażona... Wtedy właśnie dotarło do mnie, że Go kocham.

Kiedy wróciliśmy do domu zniknęłam w swoim pokoju tłumacząc się zmęczeniem. "To niemożliwe"  powtarzałam sobie "przecież to tylko przyjaciel". Jak to się stało? Nie wiem. Myślałam, że już zawsze będę sama. Że będę tylko ja i nasza córka. Nie wierzyłam, że mogłabym jeszcze kiedyś się zakochać, a stało się to tak szybko. Zaśmiałam się gorzko. Przecież to niczego nie zmieniało. Dla Niego byłam tylko przyjaciółką i współlokatorką, tak jak się umówiliśmy na początku. To, że jeszcze nie przyprowadził żadnej kobiety do domu, to zwykły przypadek. To mogło się zdarzyć w każdej chwili, choćby następnego dnia. Co gorsza, ta kobieta mogłaby wymóc moje przenosiny. Bo kim ja dla Niego byłam? Nikim... Dziewczyną kolegi, dla której był miły. Przyjaciółką. To wszystko. Nic nie mogłabym zrobić, musiałabym wyprowadzić się znów do jakiegoś małego mieszkania. I tęsknić... Strasznie tęsknić...

Przyniósł mi kolację i został ze mną, widząc w jakiej rozsypce jestem. Chyba myślał, że znów wspominałam Ciebie, bo przepraszał, że wszedł ze mną na badanie. Chyba myślał, że płakałam, że to nie Ty byłeś tam ze mną. Jakże daleki był od prawdy! Nie wyprowadziłam Go z błędu. Dzięki temu mogłam zasnąć otulona szczelnie przez Jego ramiona. Od tego dnia musiałam grać.




Próbuję pisać coś nowego, zupełnie innego i ... chyba nie potrafię. Dlaczego tak jest, że w głowie jest pięknie, a przelane na klawiaturę staje się mdłe i nudne? Nie wiem czy coś z tego będzie... Czasem myśle, że przydałaby się osoba, która zatwierdzałaby, co nadaje się do pokazania.
Nowy będzie jutro.

czwartek, 20 września 2012

8.

Dla tych, którzy nie zauważyli - wczoraj ukazała się 7.


Nie pamiętam z jakiej okazji zaprosili znajomych. Pamiętam tylko tamtą chwilę. To spojrzenie błękitnych oczu. Myślałam, że świat się zatrzymał. Widywaliśmy się wcześniej wielokrotnie, ale miałam wrażenie, jakbyśmy dopiero się poznali. Od tamtej chwili staliśmy się niemal nierozłączni. Moich gospodarzy coraz bardziej drażniły moje późne powroty i ciągłe rozmowy przez telefon. Stałam się kiepskim lokatorem. Byłam Im wdzięczna za pomoc i zawsze będę Im za to wdzięczna, ale jakaś siła ciągnęła mnie do Niego. Postanowiłam, że dam naszemu dziecku imię jednego z Nich - nie wiedziałam jeszcze czy Jej, czy Jego. Już zawsze będą moimi Przyjaciółmi.

Zamieszkałam z Nim. Nigdy nie miałam lepszego przyjaciela. Tak, od początku postawiliśmy sprawę jasno - miała nas łączyć wyłącznie przyjaźń. Przygarnął mnie i mojego kota pod swój dach bezwarunkowo i bezterminowo.

Uczył mnie jak żyć bez Ciebie. Uczył mnie jak się śmiać, tak szczerze, jak dawniej. Uczył jak nie płakać przy piosenkach, które lubiłeś. Uczył mnie, że moje potrzeby są ważne i że zasługuję na szczęście. Uczył mnie, że poranne wstawanie może być przyjemne, bo rosa na jesiennych pajęczynach wygląda cudownie.  Uczył mnie, że jego kawa powinna być gorzka. Uczyłam się Jego obecności, zapachu Jego ulubionych perfum, dźwięku głosu, spojrzenia tak innego niż Twoje. Uczyłam się, że niebo odbite w błękitnych oczach też może być piękne. Uczyłam się, że ktoś może mi pomagać bezinteresownie i nawet nie muszę o to prosić. Ty tego nie robiłeś. To zawsze ja starałam się spełniać Twoje zachcianki. Teraz myślę, że tylko jeden raz zrobiłeś coś dlatego, że mi na tym naprawdę zależało. Tamtej nocy. Dziękuję za ten raz.

Nie dzwoniłeś. To bolało. Tak łatwo mnie wymazałeś ze swojego życia...

On się starał. Był wspaniałym towarzyszem. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu. Czasem wychodziliśmy gdzieś z Jego synem. Mieli dobry kontakt, mimo, że nie widywali się codziennie.
Razem przygotowywaliśmy posiłki, razem spędzaliśmy wolny czas... Odbierał mnie z pracy, jeśli była brzydka pogoda... Często przynosił mi kwiaty. Powody wymyślał różne - bo miały kolor mojej sukienki, bo padał deszcz, bo kiedyś mówiłam, że lubię tulipany, bo pomyślał o mnie, kiedy je zobaczył... Słuchał mnie, naprawdę mnie słuchał. Interesował się mną. Czułam, że jestem dla Niego równie ważna, jak On dla mnie. To dzięki Niemu się podniosłam.

Dzięki niemu zaczęłam też inaczej patrzeć na nas. Zaczęłam zauważać nasze braki. On w przyjaźń angażował się dużo silniej niż Ty w nasz, wydawać by się mogło, poważny związek. Zaczynałam rozumieć, że Twoja zdrada, choć bolesna, mogła być najlepszym, co mnie w życiu spotkało. Nie mogłam uwierzyć, że tak długo byłam ślepo zapatrzona w Ciebie.
 
Nie wiem kiedy to się stało, ale samotne posiłki przestały mi smakować. Kiedy wyjeżdżał, niespokojnie czekałam na telefon. Zawsze dzwonił i swoim entuzjazmem wywoływał uśmiech na mojej twarzy. Nie wiem kiedy to się stało, ale brak wiadomości od Ciebie przestał mnie smucić. Było mi Ciebie żal. Mniej więcej wtedy zobaczyłam Ciebie z Nią. Staliście na ulicy śmiejąc się. Zdjęła liść, który zatrzymał się na Twoich włosach. Przyjaciółka chwyciła mnie za rękę i poprowadziła w innym kierunku. Nie zauważyłeś mnie. Poczułam lekkie ukłucie w sercu. To chyba już nie była zazdrość, tylko ból, że z Nią rozmawiasz, a o mnie po tylu latach przyjaźni zapomniałeś. Nie miałeś nawet pewności, że noszę Twoje dziecko, bo nie pytałeś o mnie nikogo. Jakbym nigdy nie istniała...


Następny jutro. 
Zadowolone?

środa, 19 września 2012

7.

- Nie patrz tak, to tymczasowe rozwiązanie.
- Tymczasowe do kiedy?
- Aż coś wymyślę. Albo aż znajdę coś innego. Nie dłużej niż do porodu.
Tak właśnie pierwsza osoba dowiedziała się, że jestem w ciąży. Podziękowałam mu w myślach za brak reakcji.
- Albo?
- Nie wiem, może wrócę do rodziców.
Patrzył na mnie kręcąc głową. No tak, On był na tej pamiętnej imprezie, podczas której niezapowiedzianą wizytę złożyła moja mama. Widział z jaką obojętnością a nawet pogardą traktowała mnie i z jakim uwielbieniem wpatrywała się w Ciebie. Słyszał jak z jej ust padło stwierdzenie, że nigdy nie zrozumie co we mnie widzisz...
Nic dziwnego, że nie chciał uwierzyć, że rozważam powrót do rodziców. Cóż, sama w to nie wierzyłam. Mój pozornie doskonały plan miał sporo luk.
- Nie zostaniesz tu.
Roześmiałam się.
- Zostanę i nic z tym nie zrobisz. Naskarżysz na mnie?
- Za kogo Ty mnie masz? Gdybyś chciała, żeby wiedział, to sama byś mu powiedziała, a gdyby wiedział, nie zgodziłby się, żebyś mieszkała w takiej norze.
Gwałtownie złapałam powietrze.
- To, że mieszkanie jest małe i w kiepskiej okolicy, to nie znaczy, że to nora. Ludzie mieszkają w gorszych warunkach. Wystarczy trochę umeblować, odświeżyć i będzie dobrze.
Nie wiem, czy przekonywałam siebie czy Jego...
- Zamieszkasz u nas.
Zaraz, zaraz, że co??? Aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
- Zamieszkasz u nas. - powtórzył widząc, że poprzednia wypowiedź raczej do mnie nie dotarła - Pójdziesz sama, czy mam Cię zanieść?
- Praktycznie się nie znamy, a Ty proponujesz mi wspólne mieszkanie?
Wzruszył ramionami
- Jesteś mordercą? Złodziejem? Narkomanką? Dziennikarką, która chce nam robić kompromitujące zdjęcia? Nie? Ja też nie. Gwałcicielem też nie jestem. Z naszej strony nic Tobie nie grozi, nam z Twojej raczej też nie, więc w czym problem? A skoro się nie znamy, to się poznamy. Dokładnie się poznamy. A jeśli nie chcesz, to nawet nie musimy się widywać, mamy duży dom.
- Ale ja jestem w ciąży - oznajmiłam płaczliwie
- Zapomniałaś chyba, że mam syna. Wiem co to znaczy. Płacz dziecka nie będzie nam przeszkadzał, ulokujemy Cię daleko a i tak mamy mocny sen. Moja żona się ucieszy, że będzie miała towarzystwo, zawsze narzeka, że ciągle jest sama. Możesz zostać jak długo będziesz potrzebowała.
- Dlaczego to robisz?
- Czy to ważne? Lubię Cię i nie chcę, żebyś tu mieszkała. 
Poszłam z Nim. Co innego mogłam zrobić? Widziałam taki sam jak u Ciebie wyraz determinacji w Jego brązowych oczach i wiedziałam, że z nim nie wygram. Jedyny warunek, jaki postawiłam, to żebyś Ty się nie dowiedział.

Jego żona rzeczywiście się ucieszyła. Od razu znalazłyśmy wspólny język. Stała się dla mnie niezastąpioną towarzyszką i powierniczką sekretów.

Ślub naszych Przyjaciół? To było krótko po moim odejściu. Niewiele z niego pamiętam przez Ciebie i tą dziewczynę. Ile ona miała lat? 16? Ubrana jak prostytutka... Jak mogłeś? Patrzyłeś na mnie drwiąco, bo przyszłam sama, ale to Ty się zbłaźniłeś. Chciałeś mnie upokorzyć, chciałeś zobaczyć moje łzy. Nie dałam Tobie tej satysfakcji. Płakałam później przez całą noc wtulona w Jego żonę. Wyszłam wcześnie i nie widziałam jak Twoja towarzyszka na środku parkietu całowała kuzyna Pana Młodego. Podobno strasznie się wściekłeś i krzyczałeś, że wszystkie kobiety to dziwki. Czy kiedykolwiek dałam Tobie podstawy to takiej opinii?

O tym, że On do lekarza jechał z powodu odnowionej kontuzji, a ciągłe kichanie spowodowane jest alergią na mojego kota dowiedziałam się jakiś czas później...



Zgodnie z obietnicą daję wcześniej. Dla Sil.  Żeby nie było tak smutno ;)
Miał być w czwartek, więc następny będzie w czwartek. Jutro. 
Kto wymyślił wstawanie przed świtem?

wtorek, 18 września 2012

6.

Patrzyłam z niedowierzaniem na dwie wyraźne kreski widniejące na teście. "Dobry jesteś" pomyślałam z uśmiechem. Lekarz potwierdził wynik. Teraz pozostało tylko czekać na Twój wyjazd. Okazja trafiła się szybko. Jakaś większa impreza wyrzucała Cię z domu na cztery długie dni - aż nadto czasu na to, co chciałam zrobić.

Stałam na przystanku czekając na autobus, który jak na złość nie chciał przyjechać. Krople deszczu mieszały się na mojej twarzy ze łzami. Nie sądziłam, że kiedykolwiek Cię opuszczę. Nigdy nie uwierzyłabym, że nastąpi to w takich okolicznościach. W głowie kołatało mi się jedno pytanie "coś ty zrobiła?". Miałam ochotę biec do Ciebie i błagać o wybaczenie, lecz dotarło do mnie, że to nie ja zawiniłam, to nie ja powinnam błagać. Ty praktycznie nie walczyłeś, bo czy kilka zdań można uznać za walkę? Płakałam za Tobą i nad sobą. Samotna matka, zapewne wyklęta przez rodzinę... Wiesz, że rodzice nigdy nie wybaczyli mi, że nie poszłam na prawo? Byłam jedynaczką, dzieckiem którym nie mogli się chwalić przed znajomymi, bo nie wybrało kierunku, który wybrać powinno. Dzieckiem, które nie chciało iść drogą wytyczoną przez wcześniejsze pokolenia. To dlatego moja matka tak Cię uwielbiała - szanowany lekarz z dobrej lekarskiej rodziny. Lekarz jest wysoko w hierarchii zawodów mojej matki. Zaśmiałam się w myślach na wspomnienie jak spanikowałam, gdy dowiedziałam się kim jesteś. Nie chciałam aby ktokolwiek mógł powiedzieć, że związałam się z Tobą dla prestiżu. Praca w klubie sportowym i prywatna klinika odziedziczona po rodzicach sprawiały, że nie musiałeś się martwić o pieniądze. Do tego byłeś przystojny, wysportowany. Śmiałam się, że mógłbyś grać w reklamach... Byłeś duszą towarzystwa, wszyscy Cię lubili. Mimo, że formalnie nie należałeś do drużyny, byłeś z nimi wszędzie, także prywatnie. A ja? Szara myszka ze zwykłą pracą biurową. Nudny samotnik. Byłeś bardziej synem dla moich rodziców niż ja córką. Nie mogłam liczyć na akceptację naszego rozstania.
Stałam na tym nieszczęsnym przystanku moknąc. W jednej ręce trzymałam walizkę, w drugiej koszyk z miauczącym rozpaczliwe kotem. Jemu też nie podobała się wycieczka w deszczu. W myślach wyzywałam się od głupich, bo zgodziłam się już oddać samochód nabywcy. Tak, sprzedałam mój piękny samochód, prezent od Ciebie. Nie oszukujmy się, moja pensja nie była może niska, ale na utrzymanie dwóch osób i wynajęcie mieszkania nie wystarczyłaby. Musiałam zacząć oszczędzać. Nie mogłam pozwolić sobie na samochód, zresztą zawsze lubiłam spacery.

Wielokrotnie później zastanawiałam się, co by było, gdybym nie stała na tym przystanku, gdyby autobus przyjechał wcześniej...

Z rozmyślań wyrwał mnie zatrzymujący się obok samochód, z którego po chwili wysiadł On. Otworzył drzwi i zabrał mi walizkę. Wsiadłam, nie lubię moknąć. Zdziwiłam się, że On był tu, powinien przecież być gdzieś tam, z Tobą. Drużyna zawsze potrzebuje atakującego. Moje pytanie zbył stwierdzeniem, że wraca od lekarza.
- To cały Twój bagaż?
- Nie.

Bez słowa podjechał pod nasze mieszkanie i pomógł mi zabrać walizki. W ostatniej chwili chwyciłam jeszcze album z naszymi zdjęciami. Nie, nie dla mnie. To na wypadek, gdyby nasze dziecko chciało zobaczyć tatę. Klucz wrzuciłam do skrzynki na listy. Nie chciałam już tam wracać.

Ciągle cicho płakałam. Uścisnął pokrzepiająco moją dłoń. Powiedział, że jeszcze mogę zmienić zdanie. Pokręciłam głową.  Uśmiechnął się lekko i stwierdził poważnie patrząc mi prosto w oczy:
- To dobra decyzja. On na Ciebie nie zasługuje. Nigdy nie zasługiwał - i dodał lekko - Gdzie chcesz jechać?

Podałam adres ignorując Jego zdziwione spojrzenie.

Wyraz zdziwienia w Jego oczach zmieniał się w przerażenie im wyżej wchodziliśmy. Osiągnął apogeum, gdy otworzyłam drzwi do mojego nowego mieszkania.



No to jedną zagadka wyjaśniona. Nie bijcie. Wiem, powinno być inaczej, ale ta wersja najlepiej mi pasowała do scenariusza. Druga zagadka? Cóż, wkrótce wszystko się wyjaśni. Obiecuję. Zapraszam w czwartek. Będziecie czy doktorek wszystko popsuł?
Piszcie proszę! Miło jest wiedzieć co myślicie. 

niedziela, 16 września 2012

5.

Rozdział zawiera treści erotyczne.


Perspektywa tego, na co właśnie się umówiliśmy zaczęła mnie przerażać. Potrzebowałam wsparcia, więc wybrałam numer Przyjaciółki i już po chwili jechałam w stronę jej mieszkania kupując po drodze kilka butelek trunków.
Opowiedziałam jej moją wersję naszej historii - znała już Twoją i swojego narzeczonego a Twojego Przyjaciela w jednej osobie. Pewnie już cały Wasz mały światek o tym słyszał. Kiedy skończyłam relacjonować naszą ostatnią rozmowę stwierdziła tylko:
- Zwariowałaś.
- Bardzo mi pomagasz, dzięki - prychnęłam - Już gdzieś to słyszałam - dodałam pod nosem.
- Naprawdę tego chcesz?
Rozłożyłam bezradnie ręce.
- Dziecka? Wiesz, że od dawna chcę. Niby jak inaczej mam to zrobić? Kto mnie zechce? Seksu z nim wolałabym uniknąć, ale w ten sposób mam chociaż wpływ na wybór ojca. Poza tym nie znam dobrego banku spermy.
Byłyśmy już chyba nieźle wstawione, bo to stwierdzenie wywołało u nas trudny do opanowania atak śmiechu. Mój śmiech powoli przerodził się w płacz i już po chwili jej ramiona objęły mnie mocno. 
- Hej, będzie dobrze. Będziesz najlepszą mamą pod słońcem. Poradzisz sobie. Wiesz, że możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji, z tym też nie zostaniesz sama. A seksem się nie martw. Przecież nikt nie powiedział, że musisz być trzeźwa, prawda? Zamkniesz oczy i wyobrazisz sobie, no nie wiem, Johnego Deppa i jakoś pójdzie.
- Piraci mnie nie kręcą - wychlipałam w jej biust - zresztą on jest za stary.
Przewróciła oczami.
- To wymyśl sobie kogoś innego - puściła mi oczko - może jakiegoś sportowca?
- Sportowcy są przereklamowani...
Spojrzała kpiąco.
- Skąd ta pewność, Złotko?

Tydzień minął szybko. Zbyt szybko przyszła niedziela. Nie było Cię kilka dni, ale dziś miałeś wrócić. Było późno, byłam roztrzęsiona i gdybym czekała choć chwilę dłużej chyba bym zrezygnowała. Wróciłeś i też nie wyglądałeś dobrze. To odkrycie mnie rozbawiło - jeszcze nigdy nie widziałam Cię tak niepewnego i zdenerwowanego. Zapytałeś czy zmieniłam zdanie. Potrząsnęłam głową i spytałam na co czekamy. Podszedłeś i zacząłeś muskać ustami moją szyję, dekolt, w końcu twarz. Twoje dłonie zabłądziły pod moja bluzkę. Twój zapach mnie odurzył, lecz dotyk nieprzyjemnie parzył. Otworzyłam oczy, ale wciąż widziałam tylko obraz Ciebie i Jej tamtego poranka, a wyobraźnia podpowiadała resztę. Czy Ją też tak całowałeś? Mimo woli spięłam mięśnie. Odsunąłeś się i spojrzałeś mi w oczy.
- Musisz coś z siebie dać, bo nic z tego nie będzie. Nie potrafię w ten sposób.
Nie odpowiedziałam a po moim policzku stoczyła się samotna łza. Ja też tak nie potrafiłam. Przyjrzałeś mi się uważnie i wyszedłeś.  Po chwili wróciłeś aby złapać mnie za rękę i poprowadzić do sypialni. Z głośników leciała moja ukochana Mariza , paliło się kilka świec, przy łóżku stał olejek do masażu. Podrapałeś się po głowie, jakbyś był zawstydzony.
- Wiem, że nie oczekujesz dziś romantyzmu, ale musisz się odprężyć.
I rzeczywiście odprężyłam się dzięki Tobie. 
Wiesz, zawsze lubiłam kochać się z Tobą. Byłeś inny niż moi poprzedni partnerzy. Wydawało mi się, że jesteś niesamowicie czuły i uważny, że pokazujesz jak bardzo Tobie na mnie zależy. Tamten wieczór pokazał mi, że znów się myliłam. Było magicznie jak nigdy wcześniej. Byłeś delikatny a zarazem stanowczy, wsłuchany i wpatrzony we mnie. Ledwie we mnie wszedłeś a już byłam u progu rozkoszy. Poruszałeś się rytmicznie powodując narastanie uczucia gorąca w podbrzuszu. Twoje dłonie błądziły wszędzie, a usta drażniły moją szyję. Szczytowaliśmy niemal równocześnie. Niemal, bo chciałeś się upewnić, czy to już, zupełnie jakby mój krzyk i wygięte w łuk ciało nie dawało jasnej odpowiedzi... Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że czeka nas mechaniczny seks, a otrzymałam coś pięknego. 
Przytuliłeś mnie mocno i szeptałeś w moje włosy:
- Kocham Cię. Potrzebuję Cię. Nie odchodź. Pobierzmy się, choćby jutro. To nie miało znaczenia, tylko Ty się liczysz...
Mówiłeś coś jeszcze, ale nie słuchałam. Tamtej nocy nie odeszłam, potrzebowałam Twojego ciepła.


No to jest.
Zapraszam we wtorek. Będzie, hmm, delikatniej. Czas zacząć wyjaśniać.
 

piątek, 14 września 2012

4.

Próbowałeś podejść do mnie, ale zatrzymałam Cię gestem. 
- Daj mi dziecko - powiedziałam.
Spojrzałeś na mnie zaskoczony.
- Daj mi dziecko - powtórzyłam - i zniknę z Twojego życia. Nie chcę od Ciebie niczego więcej, żadnych alimentów, nazwiska, niedzielnych spacerków, wakacji. Żadnej pomocy. Poradzę sobie, ale z tym jednym musisz mi pomóc. Jesteś mi to winien.
Zaśmiałeś się pustym śmiechem.
- Zwariowałaś.
- Nie - potrząsnęłam głową - wiesz, że od dawna tego chciałam. To Ty ciągle odwlekałeś tą decyzję.
- I uważasz, że teraz nagle zmienię zdanie?
- Jeśli wolisz, żebym szukała chętnego w nocnych klubach... - wzruszyłam ramionami w pozornie beztroskim geście - Cóż, myślałam, że będziesz zainteresowany.
- Dlaczego ja?
- Znam Twoją rodzinę. Poważnych chorób nie ma, masz dobre geny.
Tak, to był chyba najgłupszy z możliwych argumentów, ale nie mogłam przecież powiedzieć, że wciąż Cię kocham i nie chcę innego ojca dla mojego dziecka.
- A co jeśli chcę tych wszystkich spacerków i wakacji? Co jeśli chcę być z Tobą i chcę pomagać Tobie?
- To nie ma znaczenia. Wchodzisz w ten układ albo w żaden. Moje dziecko nie będzie miało ojca.
Znów kłamałam. Wiedziałam, że jeśli okazywałbyś zainteresowanie, nie odmówiłabym Tobie kontaktów z dzieckiem. Dziecko powinno mieć ojca. Nie wierzyłam jednak, że będziesz tego chciał. Kryształowy obraz Ciebie w mojej głowie miał coraz głębsze rysy.
- A na spacerki możesz chodzić z Nią.
W Twoich oczach zamigotała wściekłość. Spodziewałeś się płaczu, krzyków i rozpaczy a dostałeś ultimatum. Chciałeś być górą w tej rozmowie, no może na początku przewidywałeś konieczność przepraszania i ugłaskania mnie, ale to Ty ostatecznie miałeś wygrać. Przecież żadna rozsądna kobieta nie zostawiłaby takiego faceta jak Ty z tak błahego powodu jak poimprezowa, jednorazowa zdrada. Takim facetom czasem zdarza się skok w bok i trzeba go im wybaczyć. Zapomniałeś tylko, że nie jestem jak każda kobieta...
Wyszedłeś bez słowa, a trzaśnięcie drzwiami słyszało pewnie całe osiedle. Spodziewałam się tego. Teraz to Twój świat się zawalił. No, może po prostu jakaś jego część, w końcu trochę nas łączyło. Wiedziałeś już też, że straciłeś władzę nade mną. Co zabolało Cię bardziej?
Nalałam sobie kieliszek wina i usiadłam w fotelu czekając na Twój powrót. Mechanicznie głaskałam kota, który położył się na moich kolanach. W głowie miałam pustkę. To wszystko było tak nierealne. Potrzebowałam więcej czasu, żeby dotarło do mnie, że właśnie wywracam swoje poukładane dotąd życie do góry nogami. 
Wróciłeś późno, lekko się chwiałeś. 
- Kiedy? - zapytałeś tylko.
- Za tydzień. W niedzielę.
Pokiwałeś głową i ruszyłeś w stronę sypialni.
- Sypialnia jest teraz moja, przenieś się gdzieś.
Spojrzałeś zdumiony. 
- Muszę teraz dbać o siebie, rozumiesz przecież. Sen jest bardzo ważny, a łóżko w pokoju gościnnym jest niewygodne.

Tak, ja też nie poznawałam siebie.




I co Wy na to?
Odzyskałam kontrolę nad blogiem, zobaczymy czy na zawsze ;)
Widzimy się za dwa dni - w niedzielę.

czwartek, 13 września 2012

3.

Zaskoczył mnie. Poprosiłam, żeby poczekał chwilę, na co On tylko kiwnął głową i poszedł do kuchni. Wzięłam szybki prysznic, zrobiłam lekki makijaż, przebrałam się i poczułam się trochę lepiej. W kuchni czekał On z jajecznicą i dwoma kubkami kawy.
- Jedz - powiedział podając mi talerz - i nie chcę słyszeć, że nie jesteś głodna.
Byłam głodna. Nic nie jadłam przez całą dobę.
Zaproponowałam spacer. Miałam wrażenie, że duszę się w mieszkaniu, a piękna jak na koniec lata pogoda zachęcała do wyjścia. Szliśmy obok siebie w milczeniu aż nagle usłyszałam:
- Przykro mi. Przepraszam.
Zaśmiałam się gorzko.
-  TY mnie przepraszasz? Za co?
- Wiem, jak boli zdrada, powinienem był coś zrobić... Widziałem jak Ona kręciła się przy nim w klubie. Nie sądziłem, że tak to się skończy, że on zrobi coś tak głupiego... Inni byli zbyt pijani, by to zauważyć. Wracaliśmy osobno. Zorientowałem się dopiero jak  przyszłaś. Zobaczyłem Jej torebkę.
Ona. Właśnie Ona. Od początku mi się nie podobała. Była za bardzo zainteresowana Tobą. Mówiłam to Tobie, ale tylko się śmiałeś i odpowiadałeś, że Ona Cię nie interesuje, że tylko ja się liczę. Kto miał rację, Kochanie?
Poprosiłam, by opowiedział mi tamten wieczór. Spojrzał na mnie niepewnie, ale zaczął mówić. Słuchałam, jak dosiadła się do Was w klubie, jak piliście kolejne kieliszki, tańczyliście. Nie opierałeś się. Odpowiadało Tobie Jej towarzystwo. Flirtowałeś z Nią coraz odważniej, prowadzony przez alkohol krążący w Twoich żyłach. W końcu Twoi znajomi ogłosili powrót, ale nie zmieściliście się do dwóch czekających taksówek. Powiedziałeś, że poczekasz na trzecią. Później już Cię nie widział. Wierzyłam. Nie miał powodu, by kłamać. Ty miałeś.
- Co zrobisz?
- Nie wiem - skłamałam.
- Gdybyś czegoś potrzebowała...
Odszedł zostawiając mnie na ławce ze swoim numerem telefonu w dłoni. Miał dobre chęci, ale nie chciałam, by to On mi pomagał w tym, co chciałam zrobić. Potrzebowałam Twojej pomocy.
Nie wiem, jak długo tam siedziałam. Kiedy wróciłam do mieszkania już tam byłeś. Chciałeś coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam na to.
- Nie interesuje mnie Twoja wersja. Nie interesuje mnie ile wypiłeś i czy byłeś świadomy co robisz. Stało się. Pamiętasz, kiedyś powiedziałam, że jeśli mnie zdradzisz, to nie będę chciała mieć z Tobą nic wspólnego.
Widziałam, że pamiętasz. Patrzyłeś na podłogę z miną dziecka, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Kontynuowałam:
- Myliłam się.
Podniosłeś wzrok, na Twojej twarzy zagościł lekki uśmiech a ja wiedziałam, że zaraz go zniszczę.


Jak myślicie, kim są bohaterowie?

środa, 12 września 2012

2.

Nie wiem kiedy i jak dotarłam do naszego mieszkania. Było ciemno i pusto na ulicach, więc musiało być bardzo późno. Spałeś z telefonem w ręce przy kuchennym stole. Zamknęłam się w sypialni. Nie byłam gotowa na konfrontację.

Ktoś mógłby powiedzieć - przecież to nic takiego, takie rzeczy się zdarzają, trzeba się podnieść i iść dalej. Nie miałam siły iść dalej sama. Miałam 30 lat i moje życie właśnie legło w gruzach. Byliśmy razem 5 lat, znaliśmy się jeszcze dłużej. Byłeś moim przyjacielem od dawna. Myślałam, że na Ciebie zawsze mogę liczyć. Byłam pewna, że to z Tobą chcę dzielić przyszłość. Nie chciałam nikogo innego. Ale nie chciałam też Ciebie. Już nie. Swoją zdradą pozbawiłeś mnie jednocześnie partnera, narzeczonego i przyjaciela. Wiedziałam jednak, że nie chcę być sama.

Ranek przyszedł dziwnie szybko. Już wiedziałam co chcę zrobić.
Musiałam tylko znaleźć w sobie siłę, by to zrobić.

Obudziłeś się i od razu chciałeś przyjść do mnie, ale powstrzymały Cię zamknięte drzwi. Zapukałeś.
- Możemy porozmawiać? - zapytałeś
- Później - odpowiedziałam
- Wyjdziesz?
- Później - powtórzyłam
Zamilkłeś na chwilę, po czym westchnąłeś głośno.
- W takim razie ja wyjdę, żebyś mogła się ogarnąć. Pewnie nie chcesz mnie widzieć... Wieczorem chciałbym z Tobą porozmawiać. Kocham Cię, pamiętaj o tym proszę.
Znałeś mnie. Rzeczywiście nie chciałam Cię widzieć, ale przede wszystkim musiałam coś przemyśleć. O tym nie mogłeś jednak wiedzieć. A zarazem nie znałeś mnie, jeśli sądziłeś, że te dwa słowa mogą coś zmienić.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwi. Wyszedłeś. W łazience obca twarz spoglądała na mnie z lustra. Ktoś zadzwonił do drzwi. Nie chciałam nikogo widzieć, ale rozsądek zwyciężył. Sądząc po nieodebranych połączeniach w moim telefonie dzwoniłeś do wszystkich naszych i moich znajomych, do mojej i Twojej rodziny. Spodziewałam się Przyjaciółki lub Mamy, choć na wyrzuty i drwiny tej drugiej nie byłam jeszcze gotowa. Musiałam mieć głupią minę, kiedy zobaczyłam Jego. Przecież wcześniej wymieniliśmy raptem kilka zdań. Miałam wrażenie, że mnie nie lubi i unika mojego towarzystwa. Nigdy nie wpadał do nas ot tak, bez zapowiedzi w niedzielny poranek.
- Nie ma go- powiedziałam
- Wiem, czekałem aż wyjdzie. Przyszedłem do ciebie.
Powoli ruszamy. Następny powinien być jutro.
Mało nas tu, ale mam nadzieję, że będzie się to zmieniało. Będziecie?
Jeśli macie chwilę, wpiszcie proszę choć krótki komentarz. Oceny i krytyka mile widziane.

wtorek, 11 września 2012

1.

To miał być zwykły dzień.
Może nie taki zupełnie normalny, bo nie codziennie Twój Przyjaciel ma wieczór kawalerski. Dziwił mnie trochę pomysł takiego spotkania miesiąc przed ślubem, ale wiem, że Wasza praca nie pozwala na picie w dowolnym terminie. My z dziewczynami miałyśmy się spotkać później.
Wszyscy mieliście nocować u Twojego Przyjaciela. W domu, który niedługo będzie ich domem. Miałam odebrać Cię stamtąd rano.

Wiesz, ufałam Tobie bezgranicznie...
Nasz związek zbudowany był na przyjaźni i zaufaniu. Ja nie ufam łatwo i nie mam wielu przyjaciół...
Nie byłam na to przygotowana...

Twój Przyjaciel z uśmiechem zaprosił mnie do środka i oznajmił, że jeszcze śpisz. Wypiliśmy kawę, porozmawialiśmy, aż w końcu postanowiłam obudzić Ciebie. Powinnam była zwrócić uwagę na rozbiegane spojrzenie jednego z Twoich kolegów, Jego próby powstrzymania mnie i Jego złość na kogoś, kto nie odbierał któregoś z kolei połączenia. On wiedział. Tylko On.

Roześmiana weszłam na piętro. Otworzyłam drzwi do Twojego tymczasowego lokum i zamarłam. Kubek z kawą, który niosłam dla Ciebie, roztrzaskał się o podłogę.  Z łóżka wstawała właśnie Ona. Naga. Przy łóżku porozrzucane leżały wasze ubrania. Obudzony przez hałas spojrzałeś na mnie i uśmiechnąłeś się. Po chwili podążyłeś za moim przerażonym spojrzeniem i zobaczyłeś Ją. Widziałam jeszcze jak, również nagi, podrywasz się z łóżka. Uciekłam. Biegnąc pochwyciłam kilka zdziwionych spojrzeń Twoich kolegów i to jedno smutne. Jego.

Jechałam przed siebie. Bez celu. Zdecydowanie za szybko. Nie płakałam. Jeszcze nie... Mój telefon dzwonił właściwie bez przerwy. Nie odbierałam. Po co miałabym to robić? Nie miało znaczenia to, co byś powiedział. Nas już nie było. Mój świat przestał istnieć. Tak wówczas myślałam. Przydrożne drzewa kusiły...

poniedziałek, 10 września 2012

0.



Myślałam, że to koniec świata...

Byliśmy razem. Mieliśmy być razem. Już zawsze...

Byliśmy zaręczeni. Planowaliśmy ślub. Chcieliśmy stworzyć rodzinę. Chcieliśmy mieć dzieci. Oboje tego chcieliśmy. Czekaliśmy aż zakończysz pewien etap swojej kariery. Chcieliśmy mieć czas na realizację marzeń. Chcieliśmy mieć swobodę budowania wspólnej przyszłości bez tych wszystkich ograniczeń związanych z Twoim życiem zawodowym (jeśli to, co robisz można tak nazwać). Czy chcieliśmy zbyt wiele? A może to ja chciałam zbyt wiele?

Byłam szczęśliwa. Byliśmy szczęśliwi. Aż do tego dnia...

Myślałam, że to koniec świata, ale świat, jakby na złość, trwał dalej...