Patrzyłam z niedowierzaniem na dwie wyraźne kreski widniejące na teście. "Dobry jesteś" pomyślałam z uśmiechem. Lekarz potwierdził wynik. Teraz pozostało tylko czekać na Twój wyjazd. Okazja trafiła się szybko. Jakaś większa impreza wyrzucała Cię z domu na cztery długie dni - aż nadto czasu na to, co chciałam zrobić.
Stałam na przystanku czekając na autobus, który jak na złość nie chciał przyjechać. Krople deszczu mieszały się na mojej twarzy ze łzami. Nie sądziłam, że kiedykolwiek Cię opuszczę. Nigdy nie uwierzyłabym, że nastąpi to w takich okolicznościach. W głowie kołatało mi się jedno pytanie "coś ty zrobiła?". Miałam ochotę biec do Ciebie i błagać o wybaczenie, lecz dotarło do mnie, że to nie ja zawiniłam, to nie ja powinnam błagać. Ty praktycznie nie walczyłeś, bo czy kilka zdań można uznać za walkę? Płakałam za Tobą i nad sobą. Samotna matka, zapewne wyklęta przez rodzinę... Wiesz, że rodzice nigdy nie wybaczyli mi, że nie poszłam na prawo? Byłam jedynaczką, dzieckiem którym nie mogli się chwalić przed znajomymi, bo nie wybrało kierunku, który wybrać powinno. Dzieckiem, które nie chciało iść drogą wytyczoną przez wcześniejsze pokolenia. To dlatego moja matka tak Cię uwielbiała - szanowany lekarz z dobrej lekarskiej rodziny. Lekarz jest wysoko w hierarchii zawodów mojej matki. Zaśmiałam się w myślach na wspomnienie jak spanikowałam, gdy dowiedziałam się kim jesteś. Nie chciałam aby ktokolwiek mógł powiedzieć, że związałam się z Tobą dla prestiżu. Praca w klubie sportowym i prywatna klinika odziedziczona po rodzicach sprawiały, że nie musiałeś się martwić o pieniądze. Do tego byłeś przystojny, wysportowany. Śmiałam się, że mógłbyś grać w reklamach... Byłeś duszą towarzystwa, wszyscy Cię lubili. Mimo, że formalnie nie należałeś do drużyny, byłeś z nimi wszędzie, także prywatnie. A ja? Szara myszka ze zwykłą pracą biurową. Nudny samotnik. Byłeś bardziej synem dla moich rodziców niż ja córką. Nie mogłam liczyć na akceptację naszego rozstania.
Stałam na tym nieszczęsnym przystanku moknąc. W jednej ręce trzymałam walizkę, w drugiej koszyk z miauczącym rozpaczliwe kotem. Jemu też nie podobała się wycieczka w deszczu. W myślach wyzywałam się od głupich, bo zgodziłam się już oddać samochód nabywcy. Tak, sprzedałam mój piękny samochód, prezent od Ciebie. Nie oszukujmy się, moja pensja nie była może niska, ale na utrzymanie dwóch osób i wynajęcie mieszkania nie wystarczyłaby. Musiałam zacząć oszczędzać. Nie mogłam pozwolić sobie na samochód, zresztą zawsze lubiłam spacery.
Wielokrotnie później zastanawiałam się, co by było, gdybym nie stała na tym przystanku, gdyby autobus przyjechał wcześniej...
Z rozmyślań wyrwał mnie zatrzymujący się obok samochód, z którego po chwili wysiadł On. Otworzył drzwi i zabrał mi walizkę. Wsiadłam, nie lubię moknąć. Zdziwiłam się, że On był tu, powinien przecież być gdzieś tam, z Tobą. Drużyna zawsze potrzebuje atakującego. Moje pytanie zbył stwierdzeniem, że wraca od lekarza.
- To cały Twój bagaż?
- Nie.
Bez słowa podjechał pod nasze mieszkanie i pomógł mi zabrać walizki. W ostatniej chwili chwyciłam jeszcze album z naszymi zdjęciami. Nie, nie dla mnie. To na wypadek, gdyby nasze dziecko chciało zobaczyć tatę. Klucz wrzuciłam do skrzynki na listy. Nie chciałam już tam wracać.
Ciągle cicho płakałam. Uścisnął pokrzepiająco moją dłoń. Powiedział, że jeszcze mogę zmienić zdanie. Pokręciłam głową. Uśmiechnął się lekko i stwierdził poważnie patrząc mi prosto w oczy:
- To dobra decyzja. On na Ciebie nie zasługuje. Nigdy nie zasługiwał - i dodał lekko - Gdzie chcesz jechać?
Podałam adres ignorując Jego zdziwione spojrzenie.
Wyraz zdziwienia w Jego oczach zmieniał się w przerażenie im wyżej wchodziliśmy. Osiągnął apogeum, gdy otworzyłam drzwi do mojego nowego mieszkania.
No to jedną zagadka wyjaśniona. Nie bijcie. Wiem, powinno być inaczej, ale ta wersja najlepiej mi pasowała do scenariusza. Druga zagadka? Cóż, wkrótce wszystko się wyjaśni. Obiecuję. Zapraszam w czwartek. Będziecie czy doktorek wszystko popsuł?
Piszcie proszę! Miło jest wiedzieć co myślicie.
Stałam na przystanku czekając na autobus, który jak na złość nie chciał przyjechać. Krople deszczu mieszały się na mojej twarzy ze łzami. Nie sądziłam, że kiedykolwiek Cię opuszczę. Nigdy nie uwierzyłabym, że nastąpi to w takich okolicznościach. W głowie kołatało mi się jedno pytanie "coś ty zrobiła?". Miałam ochotę biec do Ciebie i błagać o wybaczenie, lecz dotarło do mnie, że to nie ja zawiniłam, to nie ja powinnam błagać. Ty praktycznie nie walczyłeś, bo czy kilka zdań można uznać za walkę? Płakałam za Tobą i nad sobą. Samotna matka, zapewne wyklęta przez rodzinę... Wiesz, że rodzice nigdy nie wybaczyli mi, że nie poszłam na prawo? Byłam jedynaczką, dzieckiem którym nie mogli się chwalić przed znajomymi, bo nie wybrało kierunku, który wybrać powinno. Dzieckiem, które nie chciało iść drogą wytyczoną przez wcześniejsze pokolenia. To dlatego moja matka tak Cię uwielbiała - szanowany lekarz z dobrej lekarskiej rodziny. Lekarz jest wysoko w hierarchii zawodów mojej matki. Zaśmiałam się w myślach na wspomnienie jak spanikowałam, gdy dowiedziałam się kim jesteś. Nie chciałam aby ktokolwiek mógł powiedzieć, że związałam się z Tobą dla prestiżu. Praca w klubie sportowym i prywatna klinika odziedziczona po rodzicach sprawiały, że nie musiałeś się martwić o pieniądze. Do tego byłeś przystojny, wysportowany. Śmiałam się, że mógłbyś grać w reklamach... Byłeś duszą towarzystwa, wszyscy Cię lubili. Mimo, że formalnie nie należałeś do drużyny, byłeś z nimi wszędzie, także prywatnie. A ja? Szara myszka ze zwykłą pracą biurową. Nudny samotnik. Byłeś bardziej synem dla moich rodziców niż ja córką. Nie mogłam liczyć na akceptację naszego rozstania.
Stałam na tym nieszczęsnym przystanku moknąc. W jednej ręce trzymałam walizkę, w drugiej koszyk z miauczącym rozpaczliwe kotem. Jemu też nie podobała się wycieczka w deszczu. W myślach wyzywałam się od głupich, bo zgodziłam się już oddać samochód nabywcy. Tak, sprzedałam mój piękny samochód, prezent od Ciebie. Nie oszukujmy się, moja pensja nie była może niska, ale na utrzymanie dwóch osób i wynajęcie mieszkania nie wystarczyłaby. Musiałam zacząć oszczędzać. Nie mogłam pozwolić sobie na samochód, zresztą zawsze lubiłam spacery.
Wielokrotnie później zastanawiałam się, co by było, gdybym nie stała na tym przystanku, gdyby autobus przyjechał wcześniej...
Z rozmyślań wyrwał mnie zatrzymujący się obok samochód, z którego po chwili wysiadł On. Otworzył drzwi i zabrał mi walizkę. Wsiadłam, nie lubię moknąć. Zdziwiłam się, że On był tu, powinien przecież być gdzieś tam, z Tobą. Drużyna zawsze potrzebuje atakującego. Moje pytanie zbył stwierdzeniem, że wraca od lekarza.
- To cały Twój bagaż?
- Nie.
Bez słowa podjechał pod nasze mieszkanie i pomógł mi zabrać walizki. W ostatniej chwili chwyciłam jeszcze album z naszymi zdjęciami. Nie, nie dla mnie. To na wypadek, gdyby nasze dziecko chciało zobaczyć tatę. Klucz wrzuciłam do skrzynki na listy. Nie chciałam już tam wracać.
Ciągle cicho płakałam. Uścisnął pokrzepiająco moją dłoń. Powiedział, że jeszcze mogę zmienić zdanie. Pokręciłam głową. Uśmiechnął się lekko i stwierdził poważnie patrząc mi prosto w oczy:
- To dobra decyzja. On na Ciebie nie zasługuje. Nigdy nie zasługiwał - i dodał lekko - Gdzie chcesz jechać?
Podałam adres ignorując Jego zdziwione spojrzenie.
Wyraz zdziwienia w Jego oczach zmieniał się w przerażenie im wyżej wchodziliśmy. Osiągnął apogeum, gdy otworzyłam drzwi do mojego nowego mieszkania.
No to jedną zagadka wyjaśniona. Nie bijcie. Wiem, powinno być inaczej, ale ta wersja najlepiej mi pasowała do scenariusza. Druga zagadka? Cóż, wkrótce wszystko się wyjaśni. Obiecuję. Zapraszam w czwartek. Będziecie czy doktorek wszystko popsuł?
Piszcie proszę! Miło jest wiedzieć co myślicie.
Odnoszę dziwne wrażenie, że On to Rouzier, a lekarz to Pan Jarząbek. Ja bym tak chciała, bo Pana Jarząbka wielbię. :D Pewnie się mylę, ale co tam... :c
OdpowiedzUsuńNie wiem, mam mętlik.
pan Jarząbek nie jest lekarzem. on jest tylko statystykiem :) Jestem ciekawa kto to jest. Tak bardzo nie umiem "rozkminić" kim jest ten atakujący
UsuńPoprzednio byłaś dużo bliżej. Można powiedzieć, że prawie trafiłaś. Nie mogę napisać gdzie konkretnie był błąd, bo zepsuję niespodziankę ;)
UsuńWiesz, dla Ciebie mogę przebranżowić Pana Jarząbka, ale szkoda by było skoro go wielbisz. Doktorek miał być po prostu doktorkiem. Nikim konkretnym.
RANY BOSKIE, na mózg mi padło. :c
UsuńPopieprzyło mi się z Olkiem Recydywistą z wrażenia chyba... Jeśli składy drużyn są takie, jak w tym momencie, to ja już chyba nie mam pojęcia... :c
UsuńOlka to chyba ja nie kojarzę...
UsuńAż musiałam sprawdzić, ale wszystko się zgadza. Skład mam aktualny :) Nie martw się, jeszcze trochę namieszam, ale tylko po to, żeby się odkręciło ;) Wiesz, wszystko wiesz, tylko podchodzisz do tego ze złej strony.
Czyli doktorek zostaje zwykłym doktorkiem, right?
Aleksander Bielecki!!! :) W sumie bardziej znany jako Olo ;) Mój idol. :D
UsuńW takim razie to tym pierwszym jest Mariusz Wlazły, a przyjacielem Michał Winiarski. A lekarz to lekarz. :)
intrygujący rozdział. to już wiem, że mam celować w lekarza i atakującego. chyba jeszcze długo mi zajmie rozwiązanie tych zagadek...
OdpowiedzUsuńNie długo. Na pewno. Lekarz to nikt konkretny. Chyba, że Little Witch będzie chciała Jarząbka ;)
UsuńNieee, to tylko moja głupia pomyłka. :)
UsuńSwoje typy, co do bohaterów głównych, mam, ale raczej nie o nich chodzi ;). Zgadzam się, że rozdział intrygujący :). Czekam na jak najszybsze rozwiązanie zagadki ;).
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Dziękuję. Może jednak chodzi o nich? Za dwa dni będzie wiadomo trochę więcej, więc zapraszam.
Usuńpozdrawiam
Nic mi to nie rozwiązało. Właściwie, to zrobiło mi się jeszcze bardziej smutno.
OdpowiedzUsuńA jeśli dodam nowy jutro, to będzie Tobie choć trochę weselej?
UsuńBiorąc pod uwagę, iż będę rozdarta między ukochaną biologią i jeszcze bardziej kochaną fizyką, owszem, tak, jak najbardziej. Nawet prześlę Tobie buziaczki w komentarzu!
UsuńFizyka? brrrr
UsuńA więc będzie jutro. Wcześnie rano.
Powodzenia!
No więc się wyprowadziła. Swoje typy do głównych bohaterów mam, ale zostawię je dal siebie i czekam na czwartek ;)
OdpowiedzUsuńrozdział super ;) podoba mi się z jaką swobodą piszesz :) aa i strasznie jestem ciekawa cóż to za główny bohater tak źle postąpił ;)
OdpowiedzUsuńgratuluję, bo opowiadanie fantastyczne! ;)
pozdrawiam! ;)